środa, 1 stycznia 2014

Jak to było, kiedy z brzuchem się chodziło...

 Dla N. i wszystkich innych spodziewających się lub spodziewających się spodziewać :-)

  Ostatni raz wracam do miesięcy, kiedy w drzwiach przede mną zawsze pojawiał się najpierw mój brzuch. Wtedy uważałam, że dzieci jednak lepiej byłoby szukać w kapuście, a stan "błogosławiony" wcale nie równał się z "uszczęśliwiony". Jednak mimo wszystkich wad i niedogodności, które zaraz pokrótce wymienię, zaraz po porodzie czegoś mi brakowało. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że swojego Maluszka już nigdy nie będę mieć tak blisko siebie, że nie będzie już wymówki przed Mężem od nielubianych obowiązków domowych, nie będę mogła jeść "za dwoje", wzdęcia znów będzie widać i nikt nie zapyta mnie już z rozrzewnieniem: "Który to miesiąc?", "Chłopiec czy dziewczynka?"... Jeszcze przez kilka pierwszych tygodni, nieświadomie kładłam rękę na brzuchu, oczekując reakcji małego, a  wśród ciężarnych, w kolejce do ginekologa, czułam się wybrakowana. Słodkie lenistwo karmione lodami z McDonaldsa , pojone sokiem pomidorowym, czuła ręka P., kiedy dzieciak w brzuchu strzelał gole, i perspektywa, że wkrótce dokona się cud narodzin i to za moją sprawą, to te aspekty ciąży, za którymi chcąc, nie chcąc tęsknię i miło wspominam. Czułam się wtedy bardzo wyjątkowo, chodziłam dumna jak otyły paw i tylko żałuję, że zamiast 16 godzin na dobę, nie spałam choć 20, bo teraz długo nie będzie mi dane.
Ale są też minusy tego całego przedsięwzięcia, na które lepiej być przygotowanym i stąd ten post.
A więc w kolejności, jak Bóg przykazał.
1. ŻYCZLIWOŚĆ w kolejkach to mit. Niby Cię pod niebiosa wynoszą, że zdecydowałaś się na trud wydania na świat kolejnego obywatela, bo ktoś musi na emerytury zarobić, a przy kasie w TESCO i tak odstoisz swoje, chyba, że zaczniesz rodzić. WSTYD I HAŃBA. Panowie udają, że nie widzą, albo rzeczywiście myślą, że po prostu za dużo frytek jesz na co dzień, stare babska uznają, że ich żylaki, mają większe prawa, niż Twój brzuch, a młodzi podchodzą do tematu odważnie, na zasadzie "masz co chciałaś, następnym razem użyj prezerwatywy".


 Raz nie wytrzymuję- wpycham się przed młodego "gentelmana" z zakupami, a ten ogarnia mnie wzrokiem, jak koguta, który jajko zniósł, jakby pierwszy raz w życiu widział takie dziwy. Więc spokojnie, choć z wypiekami na twarzy tłumaczę, że kasa z pierwszeństwem, ja w ciąży, a on chyba nie. Odpowiada: "W ciąży? Nie zauważyłem nawet, moja żona to większy brzuch miała..." I tu następuje licytacja, którą kończę niefrasobliwie stwierdzeniem, że mój mąż też ma coś większego, ale się nie chwalę, a 8 miesiąc, nie dopinający się płaszcz i brzuch wielkości piłki do kosza, pomijam już cichym milczeniem. Miejsce siedzące w MPK? Zapomnij. Raz jeden chyba się zdarzyło, że ktoś ustąpił, kiedy już spocona i lewie stojąca, nachalnie wręcz, bęcołem będącym na wysokości jego twarzy, na zakrętach, nos starałam się mu przestawić.
  Naprawdę niewiele było takich sytuacji, kiedy potrzebowałam w ogóle jakiegokolwiek uprzywilejowania, rozumiem doskonale- ciąża to nie choroba. Tylko nikt nie bierze pod uwagę, że mimo wszystko to stan odmienny, uciążliwy i obciążający, który niestety nie każda z nas dobrze znosi. I tu od razu nasuwa się punkt kolejny:
2. ZUS.

Dla nich w każdej sytuacji, w której nie pracujesz, lub zamierzasz nie pracować, jesteś wrogiem publicznym i należy Cię zutylizować, wykluczyć ze społeczeństwa dla dobra pozostałych jego członków. Jesteś darmozjadem i to w dodatku dwa w jednym. Zupełnie nieekonomicznym. Dlatego o wszelkie dodatki będziesz musiała walczyć jak lew, a ewentualne L4 sprawdzą wielokrotnie, aby udowodnić Ci, że jest bezpodstawne. Jak to sama Pani orzecznik, kiedyś spuentowała: "jak nie masz ręki, to możesz nogą pracować". A ponieważ w ciąży masz wszystko, a nawet więcej, gówno ich interesują Twoje dolegliwości. Nie możesz wykonywać jakiejś konkretnej pracy z uwagi na ciążę? Weź się za inną. Proste jak konstrukcja cepa. Więc albo nie ma co przeginać, albo dobry lekarz a nawet kilku i niepodważalne podstawy do leżenia- wskazane.

3. ROZSTĘPY. Między bajki włóż przekonanie, że istnieją jakieś cudowne kremy, wyciągi ze ślimaka, czyste srebro, złoto, olejki na bazie orzechów makadamia czy pianki, śmietanki i musy. Prawda jest taka, że jeśli masz skłonności, masz i rozstępy. Ja fortunę wydałam na różne specyfiki a brzucha w bikini nie pokażę do końca życia, chyba, że po przeszczepie skóry. A całości stylizacji dopełnia fakt, że sine krechy na moim brzuchu, ozdabia dodatkowo motylek, monstrualnej już wielkości, kształtem przypominający bardziej warana albo nawet dziewiątego pasażera Nostromo. Tatuaż na brzuchu? Odradzam. Chyba że urodziłaś już wszystko, co miałaś w planach.
4. PRAWKO. Z pewnością się przyda, kiedy na świecie pojawi się już Twój potomek, chyba, że stać
Cię na osobistego kierowcę, lub masz kochanka w Taxi 400 400. Mimo to, kombinuj, żeby  ewentualny kurs i egzamin ogarnąć przed ciążą, bo w WORD litości nie znają, a kierownica wpijająca się w brzuch nie ułatwia sprawy. Dodatkowo, zawsze wiąże się to ze sporym dość stresem, a Ty po każdym oblanym egzaminie
będziesz miała wyrzuty, że zafundowałaś nienarodzonemu jeszcze dziecku adrenalinę niczym na rollercoasterze i obawy, czy w związku z tymi właśnie atrakcjami nie będzie miało ADHD, dysleksji, dysortografii, dyskalkulii czy jeszcze innych "dys".
I tu należą się podziękowania dla egzaminatora, p. Romka, którego podobno miałam szczęście, trzy razy z rzędu wylosować (należy nadmienić, że w totka, nawet jednej cyfry nie mogę trafić), a który z ogromnym entuzjazmem i konsekwencją, po godzinie jazdy na mieście, uwalał mnie z sobie tylko znanych przyczyn.
5. RWA KULSZOWA. To ten stan, kiedy nie możesz się ruszać, a nic nie paliłaś.
Lekarze w tej sytuacji są na tyle kompetentni, aby odesłać Cię do kolejnych. I tak: ginekolog- położnik sprawdzi, czy z dzieckiem wszystko ok, ale na bólach nerwowych to już się nie zna, więc skieruje Cię do neurologa w innym szpitalu, żeby w swoim miejscu pracy wstydu sobie nie robić. Neurolog zaś, kiedy już się do niego przyczołgasz, bo o chodzeniu w tym wypadku nie ma mowy, stwierdzi, że Ty w ciąży jesteś (Wielkie nieba?! Ja?! Jak to?! Przecież ja się tylko całowałam!), a w związku z tym, nic nie poradzi, bo nie jest ginekologiem, i nie chce dziecku zaszkodzić. Nie pomogą jęki ani łzy. Musisz więc przeleżeć, w bólu i pozycji przypominającej upadek z 10 piętra a męża wynająć jako osobistą pielęgniarkę, za obietnicę zapłaty w naturze kiedyś, kiedyś. Ja do dziś go nie spłaciłam, bo brak funduszy.
6. BADANIA. Pobieranie krwi odbywa się na tyle często, że w zasadzie, igły można by już nie wyjmować, co oszczędzi wielu kolejnych wkłuć. Lista chorób, pod kątem których będziesz sprawdzana jest tak imponująca, że szybko zaprzyjaźnisz się z Doktorem Google, jeśli będziesz chciała mieć choć minimalne zielone pojęcie na temat tego, co jest nabazgrane w Twojej książeczce ciąży. Jeśli się pogubisz, które badania już miałaś, a których jeszcze nie, nie martw się- dla pewności je powtórzą. Dobra wiadomość- badanie na poziomu glukozy, nie jest takie złe, jak nie malują. Ja natomiast najgorzej wspominam zabawy mojego pierwszego ginekologa z kiepskiej jakości aparatem do wysłuchiwania serduszka płodu. Za każdym razem, po długich minutach, jeżdżenia słuchawką po brzuchu i martwej ciszy, w końcu dawał za wygraną,. Mnie zaś zostawiał ze strasznymi myślami i wątpliwościami, czy wszystko jest w porządku. Ale to stary człowiek był, który na każde moje pytanie odpowiadał: "pić sok marchewkowy", a za anemię to nawet opiernicz dostałam, że śmiałam w ogóle się jej nabawić. Dzięki Bogu, kiedy wyjął swój przedwojenny notesik, aby sprawdzić, co mi na nią przepisać, poszłam po rozum do głowy, spakowałam walizki i przeniosłam swoją kartę pacjenta do kolegi po fachu.
7. HYDRAULIKA. Co tu się rozpisywać. Sika się w zasadzie bez przerwy. I to niekoniecznie siedząc na kibelku.
   I tyle starczy chyba, choć wiele jeszcze mi do głowy przychodzi i mogłabym pisać i pisać. Ale jakieś niespodzianki też musicie mieć, bo ciąża bez elementów zaskoczenia byłaby po prostu nudna. Resztę podpunktów dopisze Wam życie, a może nawet niektóre z wyżej wymienionych bezczelnie daruje. Tego Wam życzę i trzymam kciuki! A na koniec przesłanie dla wszystkich:

Źródło grafik na stronie: www.google.pl/grafika

3 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...