Jakiś czas temu, przeczytałam na jakimś blogu post, który wzruszył mnie, i na dłuższy czas zapisał się w mojej głowie. Pewna mama opowiadała w nim, o swoim podejściu do inicjatywy Jurka Owsiaka.
O tym, że nigdy nie przejmowała się Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, nie angażowała się w nią, nie interesowała, była jej zupełnie obojętna.
Do czasu. Aż urodziła synka. Wcześniaka.
I godzinami patrzyła na swoje dziecko, za szybką inkubatora z czerwonym serduszkiem.
Często tak jest. Jesteśmy gdzieś daleko wobec różnych spraw, które nas nie dotyczą, bo... nas nie dotyczą. Lecz w którymś momencie życia, zdarza się, że nagle, niespodziewanie, na nasze nieszczęście, zbliżają się i do nas. Dotykają boleśnie.
Dziś, z perspektywy już matki, ja również patrzę na rzeczywistość innymi oczami. Moje własne dziecko sprawiło, że wręcz namacalnie czuję smutek rodziców, których pociechy chorują. Rozumiem ich strach, żal, problemy i potrzeby, a rodzicielska empatia nie pozwala mi o nich zapomnieć.
Wręcz przeciwnie- ludzki, matczyny odruch, każe mi włączyć się, wesprzeć. Zjednoczyć. W słusznej sprawie. Bo nigdy nie wiadomo, czy pomagając innym, kiedyś sami z tej pomocy nie skorzystamy. Czy sami nie będziemy jej pilnie potrzebować.
Więc z góry dziękuję wszystkim, którzy byli. I do zobaczenia w 2015 na 23 finale WOŚP!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz