To już wiemy dzięki naszej kochanej Mamiczce, która, ku mojemu ciągłemu zdumieniu, znalazła już 258 ciekawych pozycji (TO TU ).
Ale czym zająć niemowlaka, który jeszcze roku nie ukończył...?
Takiego, wiecie- co to książki drze, albo w najlepszym wypadku je. W grę jeszcze nie zagra (no chyba, że to gra strategiczna- "Kto pierwszy złapie kabel?"), mało rozumie, i jeszcze mniej potrafi go zainteresować na dłużej niż minutę. A domaga się nieustannych bodźców.
Też mam z tym problem, zwłaszcza, że dziecko moje nadaktywne jest, i naprawdę trzeba się wysilić, żeby mu zorganizować codzienne aktywności. Zabawki? Nawet te kolorowe, piszczące, chodzące, grające i świecące, już się opatrzyły.
Ale są rzeczy, w każdym chyba domu, które i u nas sprawdzają się lepiej. I są zwykle w zasięgu ręki. Więc po kolei. Przedstawiam dzień z życia O., urwisa przez duże "U" i nasze sposoby na nudę w czterech kątach :) Potrzebny budżet- zerowy. Zapraszam!
1. Po pierwsze kwiatki. Zwłaszcza te "jeżdżące". Na co komu pchacze za kilkadziesiąt złotych? Dzieciak pcha, co się da. W tym wypadku, moje wielkie drzewko bonsai, które chyba ze strachu przed stłuczką, liście ostatnio gubi jak oszalałe :( Tu uwaga- nie wszystkie kwiatki można jeść- lepiej zorientować się zawczasu.... Choć miałam ucznia, który choinkę przed świętami wcinał, ale to był przypadek bardzo osobliwy, lepiej nie próbować.
2. Po drugie, to, co da się ściągnąć z półek. I lepiej, żeby to nie były wartościowe rzeczy. O., mimo mojego zaangażowania w akcję "Cała Polska czyta dzieciom", namiętnie wyrywa kartki z książeczek, wobec tego, ulubione bestsellery zostały szybko przeniesione na wyższe piętra :)
3. Spinacze. UWIELBIAMY. Nie mogę uwierzyć, jak do tej pory mogłam ich używać do tak prozaicznej czynności, jaką jest wieszanie prania. Aktualnie mają zdecydowanie lepsze zastosowanie. W ogóle jestem zdania, że ich funkcja docelowa jest właśnie taka. Potrafią zająć mojego małego na kilka długich minut. Niby nic, a jednak!
4. Pudełka. Od dobrych dwóch miesięcy są hitem. Walory? Można je użytkować na wiele sposobów. Ten kawałek tektury to zarówno bęben, w można uderzać pięścią...
...równoważnia, na którą można się wspinać...
i ... kojec. Na czas jakiś :)
O innych, bardziej ambitnych i twórczych, zastosowaniach zwykłego pudełka już było
5. Pokrywki. Tak. Od słoików. Praktyczne. Na tyle duże, że do buzi się nie zmieszczą.
Walają się po kuchni tak czy siak. A jaka frajda!
Atrybuty..? Kolorowe, każda inna, a razem wydają dźwięki, które do tej pory odbijają się echem w mojej głowie. Ale dziecka nie ma na kilka długich minut. I to się liczy na plus.
6. Sprzęty kuchenne. Od misek, garnków przez chochle, łyżki, tacki, deski. Wsio jak leci. Za wyjątkiem noży, tasaków, rodzinnej, porcelanowej zastawy i tłuczka do mięsa.
A kiedy bobas bada przedmioty tak uroczo zajmujące, tylko w jego mniemaniu...
...może się nawet udać ciasto ukręcić. Mniam! :)
7. Kolejna pozycja- koszyki. W głowę zachodzę, co w nich jest takiego fascynującego, ale potrafię wywalić wszystko, co zasadniczo się w nich mieści, aby maluch miał zajęcie.
A zajęcia te bywają specyficzne... Dalszy komentarz zbędny.
8. I na koniec dnia, kiedy wszystko już zawodzi... coś co nigdy się nie nudzi i stale jest na topie.
Wymęczony do granic możliwości...TELEFON.
Nie wiem, jakim cudem niemowlak potrafi odróżnić ten "zabawkowy" od tego "prawdziwego", ale jak Babcię kocham, oszukać się nie da. Dzięki Bogu, w jakiś wypasiony model jeszcze nie zainwestowałam, a ten który mam, dzielnie znosi kleistą, kaszkową ślinę.
UWAGA KOŃCOWA:
Wszelkie wyżej wymienione zabawy wymagają obecności osób trzecich,
dla ścisłości- DOROSŁYCH. W trosce o bezpieczeństwo :)
Spinacze u nas nadal w obiegu. Maluch wpina mi je we włosy, bawiąc się w salon fryzjerski. Zawsze sobie wtedy myślę, co pomyślałby kurier, który akurat w tym momencie przyszedłby z jakąś paczką, a ja otworzyłabym mu drzwi w tej awangardowej fryzurze :D
OdpowiedzUsuńmuszę spinacze wypróbować, bo jakoś jeszcze na to nie wpadłam. Jestem ciekawa jaki będzie efekt, tzn. na jak długo zajmie moją Niunię :)
UsuńNa szczęście O., jeszcze wpinać ich nie umie, więc moja głowa póki co bezpieczna :D Ale jak dla żartu pozapinałam klamerki na jego ubraniu, wpadł w taki ryk, jak nie wiem :D Wniosek- to ON decyduje o warunkach zabawy :D
Usuńu nas najlepiej sprawdza się mamusiny telefon, który już niestety ledwo działa, gdyż Niunia rzuca nim gdzie popadnie. Pozycja nr dwa to pilot do tv. Córcia zna takie funkcje, których ja nie ogarniam. Pozycja nr trzy to krem nivea w tradycyjnym niebieskim okrągłym opakowaniu. Chociaż ostatnio jej ulubioną zabawą jest podnoszenie się i stawanie na nóżki przy wszystkim co się da, więc cały czas mam ręce pełne roboty, ech życie...
OdpowiedzUsuńNo tak! O pilocie zapomniałam! Fakt- też lubi poślinić...O. też już się podnosi, więc znam ten ból... wspina się na wszystko :/ Już mu się znudziło bezsensowne pełzanie po mieszkaniu, teraz chce sięgać wyżej :D
UsuńSpinacze i komórka to był szał u moich braci - ciekawe jak będzie u mojego Bąbelka :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że każde dziecko je lubi, a mój O., nie jest wyjątkiem :D
OdpowiedzUsuń