piątek, 14 lutego 2014

Urwis staje i stawia na nogi!

Ostatnio zegarek się zbuntował. Wskazówki biegną jakby szybciej, oszalałe całkiem, a ja pierwszy raz mam wrażenie,  że choć się staram z całych sił, nie nadążam. Dni mijają niepostrzeżenie, czasu na wszystko brakuje.

Następuje dezorganizacja, której całym sercem nienawidzę. W głowie 100 pomysłów, tylko doba za krótka, tydzień za wąski, a miesiące lecą tak szybko, że ledwie ciuchy z letnich na zimowe i odwrotnie, dążę wymienić.
 
Ponieważ staram się nie zamykać w czterech ścianach z dzieckiem, na którym kolor mojej kredki do oczu nie robi żadnego wrażenia, ostatnio stwierdziłam, że czas się trochę ogarnąć. Bo Matką Denatką konkretnie, to tylko z nazwy chciałabym być, i niekoniecznie swoją twarzą na co dzień bloga reklamować.

 Informuję więc męża mojego ulubionego, że do ludzi wychodzę, więc muszę jakoś wyglądać, a on na to: "No przecież głowę umyłaś..?" No... W sumie... Ach, jakbym ja chciała być tak życiowo nieświadoma. Mimo wszystko, wpakowałam pupę ubraną dla odmiany w jeansy, nie DRES, w samochód, i pojechałam do fryzjera, aby choć minimalnie siano na głowie podciął. A że tak fantastycznie mi się zrobiło, a i w tym samym lokum łóżko znalazłam, to i z solarium skorzystałam., na którym nie byłam od bagatela chyba 20 miesięcy (!),  o czym przypomina mi teraz czerwona jak burak, piecząca pupa... Jak się bawić to się bawić. I tak właśnie wyglądał mój tydzień w SPA. Niby nic, a jednak.

Kiedy mały nie śpi, nie mam czasu na nic. Choć zęby się uspokoiły, na czas jakiś, bo wciąż najgorsze przed nami, i wrócił mój Maluszek- chwili wytchnienia nie ma. Ledwie niedawno zaczął pełzać po mieszkaniu. Teraz porusza się już z prędkością światła, i mimo, że wciąż nie raczkuje, podłoga przestała mu wystarczać. Mierzy wyżej, ambitny chłopak. Po mamusi, oczywiście :) Staje na nogi przy wszystkim, czego tylko złapać się da. Zwłaszcza w miejscach, gdzie na wyższych półkach świadomie cenniejsze rzeczy postawiliśmy. Motywacja ogromna, bo kto by chciał wiecznie wszystko od dołu oglądać. Szkoda tylko, że ja naiwna sądziłam, że jeszcze trochę wody upłynie, zanim małe łapki O. zaczną sięgać tam, gdzie docelowo sięgać nie powinny.

 
Jak zacięta płyta, do znudzenia powtarzam "NIE WOLNO", łudząc się, że w końcu załapie. Momentami nawet mam wrażenie, że już rozumie, tylko w przeciwieństwie do "BĘDZIEMY JEŚĆ?"- nie robi to na nim żadnego wrażenia. Namiętnie wspinana się, cieszy chwilę ze swojego sukcesu, i wywala, bo poradzić sobie jeszcze z zejściem do parteru nie potrafi, mimo, że tatuś Judoka :) Ja, w roli asekurantki, a jak nawalę, dziecko później guzem na głowie mi moją ignorancję przez kolejny dzień wypomina. Bujak jest zły, łóżeczko to kara boska, krzesełko do karmienia jest BE. O. ma potrzebę być w ciągłym ruchu. I psocić. A ja choć takiej potrzeby nie odczuwam, wyjścia również nie mam. Drzemki dwie w ciągu dnia, są tak krótkie, że nie dążę zastanowić się porządnie, co z tym wolnym czasem począć, a już mały zregenerowany, niecierpliwie domaga się, aby pozwolić mu hasać.

A dla potwierdzenia wywodu mojego- O. w akcji :)

 
 
 

Na filmie nie zdążyłam skończyć zdania, gdyż mały urwis zaczął szklanym świecznikiem uderzać w jedyny prezent ślubny, jaki sobie z mężem sprawiliśmy, więc spieszę z wyjaśnieniem. Miało być: " I dlatego właśnie.... wszystko powinno być w zabudowie, a plazma pod sufitem powinna wisieć..." :)
 
P.S. Dziś Walentynki... W planach romantyczna kolacja z kawiorem i krewetkami w restauracji z widokiem na Wieżę Eiffla, piękny brylant na palcu od Męża ukochanego i cała noc czułości...
.
.
.
.
.
Żartowałam... :) Pewnie pizza, wino, łóżko, kiepska komedia romantyczna i szybki seks, a potem próba przespania choć 5 godzin ciurkiem. I serio- to jest aktualnie szczyt naszych marzeń, jeśli chodzi o miło spędzony wieczór. I żeby jeszcze O., spał spokojnie, to już w ogóle kwiczeć z zachwytu będziemy. Oto jak się zmieniają priorytety, kiedy dziecko w domu, i jak niewiele już do szczęścia człowiekowi wtedy potrzeba. Relacja w kolejnym poście, choć raczej nie będzie z czego :D
 
 

6 komentarzy:

  1. To macie super Walentyny, bo u nas zapowiada się kolejna nieprzespana noc. Jasiowi idą górne zęby, jedynka, albo dwójka, nieważne, bo nie spaliśmy wczoraj i wszystko wygląda na to, że nie pośpimy i dziś.

    OdpowiedzUsuń
  2. My wczoraj też nie spaliśmy i też myślałam, że górna jedyneczka się odzywa. Może Z Jasiem będzie tak samo- kilka nocy i dni fatalnych, a zęba dalej nie widać. Trochę spokoju i od nowa polka ludowa. Takie życie. Eh... Ledwie mleczaki wszystkie wyrosną a już stałe będą sen z powiek spędzać :) A Walentynki przełóżcie :) My mamy z P. już ten system opracowany ze względu na jego różne zmiany w pracy :) Więc różne święta najczęściej obchodzimy w inny dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Pięknie, ale zdecydowanie za szybko :D I za często... To jest aktualnie jego ulubiona forma aktywności, ku mojej rozpaczy... :)

      Usuń
  4. Ach ten synuś spieszy mu się do wstawania :) A potem to już wszędzie wejdzie :) U nas wczoraj kiepska komedia romantyczna zaliczona, pizza też. Co do reszty przemilczę...:D Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, czyli nie tylko u mnie takie atrakcje! :) Pozdrawiam i życzę Walentynek na co dzień :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...