niedziela, 30 marca 2014

Po co dziecku smoczek..?

Wyrocznią nie jestem, tylko młodą, mało jeszcze doświadczoną mamą. Mimo to, na prośbę dwóch pewnych osób, napiszę dziś, co wiem o smoczkach.

Zacznę może tak. Macie telefony komórkowe? Jasne, że macie. A macie czasem takie uczucie, że telefon jest jednocześnie Waszym ulubionym gadżetem, jak i zmorą dnia powszedniego..? Ja tak mam. Przydaje się, kiedy chce się poplotkować z koleżanką, skorzystać z internetu, poradzić się mamy lub teściowej... Zawsze ze mną. W kieszeni lub torebce, na wyciągnięcie ręki. Ale bywają chwile, kiedy człowiek czuje się przez niego zniewolony. Bo dzwoni ktoś, z kim nie chcemy rozmawiać, bo się go zapomniało i trzeba biec z powrotem, bo się nie wyciszyło i obudził dziecko, bo znów jakieś anonimowe połączenie, natrętni reklamodawcy, itp. Z nim źle, bez niego jeszcze gorzej.
 
Dokładnie tak samo jest ze smoczkiem. Jest zbawieniem w ciężkich chwilach, najlepszym przyjacielem, pomocą, ukojeniem. Tak dla dzieci, jak i rodziców. I jest też nałogiem, z którym zarówno pierwszym, jak i drugim, ciężko się rozstać. Bo jak nie kolka, to ząbkowanie. Jak nie histeria, to zwykłe zmęczenie. Przeziębienie, spóźniony obiad, problemy z zaśnięciem. Każdego długiego dnia z niemowlakiem są sytuacje, kiedy smoczek okazuje się błogosławieństwem.
 
Będąc jeszcze w ciąży, jak na przyszłego logopedę przystało, z góry założyłam, że moje dziecko gumy do ust nie weźmie i problemu nie będzie. Ambitne założenia, zostały zweryfikowane już w drugiej dobie życia małego. Zmęczona porodem matka i dziecko, które słychać na całym oddziale. Desperacja. Problemy z karmieniem, o których pisałam TUTAJ, i noworodek, który niczym uparty glonojad, nie daje się odstawić od piersi, ze względu na "silny odruch ssania", a cycka traktuje jako osobisty uspokajacz.
 

Wtedy właśnie, niczym Anioł w środku nocy, pojawiła się położna. -"Kochana, lepiej żeby smoczek ssał niż palucha. Smoczek schowasz, wyrzucisz, kciuka nie obetniesz!". Kilka słów i wszystkie profesorskie wykłady diabli wzięli. Przecież to tak logiczna teza. Z poczuciem samousprawiedliwienia szybko sięgnęłam do szpitalnej wyprawki i z ulgą zatkałam małego wydzieracza, jego pierwszym smoczkiem marki Avent.

Dziś- prawie 10 miesięcy później smoczków jest u nas chyba z siedem. Po jednym, na każdy kąt mieszkania. I wciąż mam wrażenie, że za mało, bo wiecznie się ich w panice i nerwach szuka.

Póki co są nieodzowne podczas spacerów. I to przyznaję szczerze- głównie z mojego powodu. Wizja histerii dziecka w sklepie, którego nie można uspokoić żadnym sposobem, sprawia, że dostaję gęsiej skórki. Nic bardziej nie deprymuje, niż oczy obcych ludzi i niemal słyszalne "z własnym dzieckiem sobie kobitka nie radzi". Jak dziś pamiętam, jak raz zapomniałam przypiąć "uspokajacz" do kurtki małego i w biegu wracaliśmy z powrotem, bo dzieciak w akcie niezadowolenia mostek w wózku robił piszcząc niemiłosiernie. A ja przez resztę dnia litrami melisę spożywałam.
 
Przydają się również znacznie podczas "trudnych dni". Czy to skok rozwojowy, lekkie przeziębienie, czy ząbkowanie. Póki co, żaden gryzak nie dawał małemu takiego ukojenia, co smoczek. Nic nie sprawdziło się lepiej w czasie pierwszych prób stawania, a co za tym idzie pierwszych upadków. I chciałabym powiedzieć, że mamusiny całus lub przytulenie miały większą wartość, ale bym skłamała. Najczęściej niezbędne było i to i to.

 
W naszym przypadku są też konieczne przy usypianiu. Zarówno przed drzemką, jak i nocnym spoczynkiem, kiedy butelka mleka kończy się za szybko. Jednak odbywa się to tak, że O. albo sam smoczek wypluwa i gubi w pościeli, albo uparta matka kiedy tylko dziecko przyśnie smoczek wyciąga, żeby cały proces powtórzyć w ciągu nocy kilka razy. Podobno dzieci odstawione od smoczka, śpią spokojniej, bo nie mają pobudek pod tytułem "gdzie mój gumowy przyjaciel?!". Bardzo na to liczę.

Nie lubię ich, ale pomagają. Uspokajają małego. Jest już na tyle duży, że w wielu sytuacjach nie są nieodzowne. Ale bywają chwile, że tylko one są panaceum na jego grymasy, smutki lub złe samopoczucie. Próbuję ograniczać, jak tylko się da. Nie mam na tym punkcie bzika, ale staram się znaleźć złoty środek.

Jeśli widzę, że mały korzysta ze smoczka, choć nie ma takiej potrzeby- zabieram. Zwłaszcza, że zauważalnie hamuje jego zainteresowanie komunikowaniem się. Dosłownie "zatyka" go. Dopiero po wyjęciu zawleczki, dzieciak jest w stanie uśmiechać się i wydawać dźwięki, co jest istotne dla rozwoju mowy. Dydek przewija się w ciągu dnia wiele razy, ale  suma summarum w buzi nie spędza wiele czasu.

Ponieważ już się nauczyłam, żeby z góry nic przy dziecku nie zakładać, napiszę inaczej. Planuję i mam nadzieję spróbować odstawić na roczek. Taki prezent- a co! Czy się powiedzie? Czy moja silna wola w walce okaże się wystarczająco silna a synek gotowy do współpracy? Nie wiem. Na pewno opiszę.

Jeśli się nie uda, nie będę płakać, spróbuję znów za jakiś czas. Według najnowszych badań ortodontów, smoczek do drugiego roku życia dziecka, używany sporadycznie nie ma większego wpływu na prawidłowy rozwój zgryzu i wady wymowy. I rzeczywiście jest lepszą alternatywą niż kciuk, od którego dziecko zdecydowanie trudniej odstawić. Po prostu, jak ze wszystkim co przyjemne- trzeba umieć zachować umiar :)

 
Ponieważ O. korzystał ze smoczka od pierwszych dni życia, padło pytanie: "czy jest to konieczne?". Konieczne absolutnie nie. Ale wiele  zależy od maluszka. Znam mamy, których dzieciom smoczek okazał się zbędny. Zazdroszczę i wiem- to jest możliwe. Nie wszystkie go potrzebują. Jak nie trzeba- nie podtykać. To wcale nie musi być atrybut małego człowieka. Raz podany zostanie pokochany- to pewne. Ale jeśli dzidziuś potrafi się uspokoić w inny sposób i jeśli znajdzie się metodę- super! Niektóre dzieci świetnie reagują na ciasne zawijanie w becik, co przypomina im maminy brzuchowy ścisk (O. nie lubił- może za późno spróbowaliśmy- zdążył już poczuć zew wolności), niektóre na bujanie i wibracje (bujaczek, o którym pisałam TUTAJ),  czasem lubią po prostu więcej czasu spędzić przy maminym cycku i trzeba się wykazać cierpliwością, a czasem trzeba szukać przyczyn niepokoju głębiej, jak u nas- okazało się, że mam za mało pokarmu. Poza tym każde dziecko jest inne, mają też różne charaktery- są dzieci spokojniejsze i te bardziej "wymagające". Nie zapomnę pielęgniarki, która opowiadała, że jej pierwsze dziecko uspokajało się tylko podczas jazdy w samochodzie, w związku z czym codziennie wysyłała męża na kilkugodzinne podróże po mieście, żeby mogła trochę odsapnąć. Zdaje się, że przy aktualnych cenach benzyny, smoczek jest zdecydowanie bardziej ekonomicznym rozwiązaniem :)

Radzę też, nie popadać w paranoję i przesadę. Smoczek nie jest końcem świata i choć wszystkie chcemy dla dziecka, tego co najlepsze- ja wybieram kontrolowaną przyjemność, niż dziecko zestresowane, wiecznie płaczące i odreagowujące niepokój związany z nową rzeczywistością w sposób bardziej dosadny, na przykład drapiąc się nerwowo, ciągnąc za uszy, czy wyrywając włosy. Noworodek i niemowlę powinno być zdaniem psychologów chowane w "inkubatorze", to jeszcze nie czas na stresy. Spokój i poczucie bezpieczeństwa ponad wszystko. Właśnie dlatego nie jestem zwolenniczką "zimnego chowu", o którym napiszę wkrótce.

A jaki smoczek, jeśli już? Tu nie doradzę. Nie czuje się kompetentna. Na rynku jest wiele i wszystkie mają "cudowne" właściwości. Przyznaję- kupuję nietanie- niby zaprojektowane przez ortodontów. Ale mam świadomość, że to "chłit malketingowy", ja naiwna pewnie próbuję zagłuszyć własne wewnętrzne obawy, a biznes dzieciowy właśnie na tym bazuje i dlatego tak łatwo się w nim zatracić. Być może pierwszy lepszy z sieciówki miałby dokładnie te same zalety, albo dokładnie tak samo- żadnych. To jest jak ze szczepieniami- nikt nie powie nam prawdy, bo każdy zainteresowany, w jakiś sposób na tym zarabia. I sęk w tym, żeby kierować się zdrowym rozsądkiem i wewnętrzną intuicją.
 
A na koniec coś dla śmiechu. Na rynku teraz dostępna cała masa "wykręconych" smoczków. Poniżej przykład. Niby wesoło, poczucie humoru i jakiś dystans mam, ale swojemu dziecku chyba bym takiego nie kupiła. To dopiero obdarcie małego obywatela z wszelkiej godności! ;)
http://www.billybob-smoczki.pl/11-billy-bob-smoczek-lil-piglet.html

 

12 komentarzy:

  1. U nas Seba nigdy smoczka tak na dobra sprawę nie miał. Towarzyszył nam jedynie pierwsze 2 tyg, ale więcej było z nim kłopotu niz pożytku. Jak zasnął, a smoczek wypadł była straszna afera. Wzięłam więc i wywaliłam go w cholerę! Z Julitą zupełnie inaczej, bo od początku smoczek jej towarzyszył. Co prawda tylko do spania, bo podczas zabawy NIGDY go nie chciała. Teraz w dalszym ciągu z nim spi, jak go gdzies wyhaczy to wkłada do buzi i z nim chodzi. Ale jak jej go zabiorę to żadnego wrażenia to na niej nie robi. No, ale do spania musi być. Jak na razie jej nie oduczam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak musi to musi. Dziecko w wielu sytuacjach chyba samo dobitnie pokazuje, kiedy tak, a kiedy nie i czasami nie warto na siłę. Tak mi się wydaje :)

      Usuń
  2. Myśmy też nie chcieli zaprzyjaźniać się ze smoczkiem, ale koło drugiego miesiąca Dziewczyny mialy tak dużą potrzebę ssania, że ja musiałabym się cały dzien nie ruszać z kanapy, żeby ją zaspokoić. Same pozbyły się smoka w okolicy 6go miesiąca - wyciągały go z buziek i bawiły się w każdy sposób, tylko nie ten zgodny z przeznaczeniem. Życzę, żeby prezent na roczek okazał się udany ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, też sobie tego życzymy... Póki co, O. niestety sam z siebie odłożyć nie chce, ale chyba nie jest tak mocno emocjonalnie związany ze smokiem, więc mam nadzieję, że damy radę :) Fajnie, że u Was odbyło się to bez problemów, i wciąż zachodzę w głowę, ile sił musi mieć mama, żeby sobie poradzić z podwójnym szczęściem...? :D Pozdrawiamy!

      Usuń
  3. Nam smoczek towarzyszył codziennie przez 9 miesięcy życia, mniej więcej w tym wieku Martynka zaczęła mówić pierwsze słówka i wtedy smoczek na dzień był chowany, używany tylko do zasypiania, a na półtora roczku wyrzuciliśmy smoczki i rozpoczął się etap cięższych wieczorów i nocy bez smoczka ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie zdanie nie nastraja mnie zbyt pozytywnie :) Ale wierzę, że do osiemnastych urodzin jakoś damy radę :D

      Usuń
  4. Czytam Twoje wpisy od pewnego czasu i Twoje problemy, poczucie humoru są mi bardzo bliskie :) CO do smoczków - u nas wieeeelki problem :/
    Nominowałam Twojego bloga do Liebster Award :) - więcej szczegółów tutaj: http://cukromania.blogspot.com/2014/03/liebster-award-czyli-dalsza-zacheta-do.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, miło mi to słyszeć i dziękuję za nominację :)

      Usuń
  5. zgadzam się z tobą w 100%, że smoczek dawany sporadycznie nie ma wpływu na rozwój zgryzu i wymowę. też kupowałam smoczki avent i u nas były strzałem w dziesiątkę, a że ortodontyczne, to jakoś tak, pewniej się czułam, dając je synkowi:) i były dobrym uspokajaczem przed snem i w chwilach kryzysowych. a myślę, że z odstawieniem, też nie ma problemu, tu wystarczy być tylko konsekwentnym w działaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj z tą konsekwencją to różnie bywa... Synek jest małym terrorystą i zwykle potrafi postawić na swoim, jak nie za pomocą krzyku i złości, to na swoje piękne, niebieskie oczy... :) Ale postaram się być twarda! Pozdrawiam!

      Usuń
  6. U nas smoczek towarzyszy przy zasypianiu. Absolutnie musi być. I gdy do wózka Nitek jest wsadzony automatycznie smok w dzióbek. Bo Nitoś wózka ani fotelika samochodowego nie uznaje. Wszystko co ogranicza jego ruchy jest złem. Mnie tak jak Ciebie przeraża ludzki wzrok, gdy mały wije się w wózku i drze wniebogłosy. Mam wtedy wrażenie, że budka jeszcze wzmacnia siłę jego głosu. A w aucie? 2m kwadratowe i 180 decybeli? na samą myśl doświadczam czegoś na kształt paniki, kopa adrenaliny i depresji za razem ;)
    Smoczki są dwa. Nitek ma już 8 miesięcy. Niedługo guma na nich tak sparcieje, że jak mu się znudzi dydanie, to będzie mógł do ściany przykleić 'na później' ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rzeczywiście, o aucie zapomniałam. O. też jest dzieckiem ruchliwym i niechętnie spędza czas w pozycji jednostajnej. Lepiej omijać czerwone światła i korki :) Tylko żeby się te smoczki jeszcze odkleić od ściany chciały! :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...