Jeśli chodzi o przydatność tudzież praktyczność, lepiej sprawdza się sprzęt domowy. Warto więc zainwestować.
Mężczyźni są jak dzieci. Przekonuję się o tym dobitnie od tygodnia, odkąd P. zaczął zaległy urlop. Wymownym milczeniem pominę fakt, że minęło raptem kilka dni, a my już działamy sobie na nerwy. Że kiedy śmiem mieć jakiekolwiek, uzasadnione pretensje, stwierdza z zapałem, że "chyba musi już wracać do pracy". Że głupia i naiwna zakładałam, iż będę mieć więcej czasu dla siebie, pomoc i dwie dodatkowe ręce, przydatne do nadrobienia zaległości socjalno- mieszkaniowych. Poranki z gotowym śniadaniem i upojne, romantyczne wieczory...
NIESTETY. Zapału starczyło na dzień, może dwa. Potem zaczął się stopniowo postępujący marazm, który i mnie się udziela. A do tego frustracja, bo plany były ambitne, dni lecą, a postępów brak.
Rzeczywistość wygląda tak, że w kółko biegam od jednego do drugiego, z językiem na wysokości cycków. Zaspokajam wszelkie, prymitywne potrzeby i pobożne życzenia. Wolne w pracy mojego małżonka wcale nie odjęło mi obowiązków, wręcz przeciwnie. Nie ma szans na spokojny posiłek, przeczytanie choć kilku kartek pierwszej z brzegu książki, wizytę u koleżanki (bez małego), czy obejrzenie bez frustracji całego 40 minutowego odcinka Na Wspólnej, a już nawet ów przywilej jest szczytem moich marzeń. Jest w zamian: więcej sprzątania, więcej prania, więcej gotowania i więcej zmywania. Więcej mówienia, bo tłumaczyć różne zagadnienia jak dziecku trzeba i temu i temu bardzo dobitnie, i więcej upominania, bo przyswajają porównywalnie opornie. Więcej nonsensownych pytań dotyczących tematów głównie oczywistych i więcej sytuacji patowych, kiedy rozwiązania już nawet w mądrych poradnikach znaleźć nie można. A wieczorami za to, jest wyczerpanie tak wielkie, że o dziwo do łóżka trafiam wcześniej, niż zwykłam jako przykładna sowa. Dlatego i postów znacząco mniej.
Odkąd P. pracuje tam gdzie pracuje, nasze życie nie ma nawet cienia stabilizacji i monotonii. Ciągle różne zmiany, nieprzewidywalne godziny powrotu, nagłe modyfikacje grafiku pracy i weekendy w dni powszednie- to dla mnie- osoby z natury uporządkowanej, lubiącej ład i zorganizowanie, udręka. Jednego dnia gotuję obiad, drugiego już nie ma dla kogo, bo małżonek w pracy, trzeciego kładę się do pustego łóżka, a czwartego w mojej świadomości jest niedziela, choć kalendarz pokazuje czwartek. Jeden wielki burdel. A od kiedy do tego galimatiasu, dołączyła mniejsza wersja męża, nie ogarniam już niczego. Jestem zagubiona jak Alicja. Tyle, że zdecydowanie -nie- w Krainie Czarów.
Przykład? Słyszę z kuchni ryk małego, co pod opieką tatusia zostawiłam, aby z entuzjazmem godnym Magdy Gessler, obiad jakiś skonstruować. Biegnę więc w panice. I co widzę? Swego niespełna rocznego i tego już trzydziestoletniego, jak zażarcie wyrywają sobie pada. Dzieciak w histerii, bo na tyle cwany już, że chce konkretnie tego czarnego, działającego, bo białym (niedziałającym) już się nie zadowoli, mimo że tatuś skwapliwie podtyka. A dla tatusia kwestią życia i śmierci jest przecież, aby samolotu amerykańskiego nie rozbić i bombę w odpowiednim momencie zrzucić, bo tak właśnie głównie wygląda jego opieka nad potomkiem.
Teatr dwóch aktorów. Istny komediodramat na panelowej scenie w mym własnym mieszkaniu. Nawet biletów kupować nie muszę. I tylko nie wiem czy śmiać się, czy płakać i czy wyjść już można, czy na antrakt czekać trzeba.
Ręce i nogi opadają, i coraz częściej zaczynam się zastanawiać, jak tego typu spory w przedszkolu załatwiałam. Dać w dupę jednemu i drugiemu- nieetyczne, zresztą z założenia dzieci nie biję, nawet jak mi na nerwy działają. Próbować tłumaczyć? Ani jedno, ani drugie nie zrozumie. Pozostaje wzruszyć ramionami i czekać, aż się samo rozwiąże. Być może szczęście mi dopisze i szlag trafi konsolę. A mój towarzysz życia wreszcie dorośnie. Daj Boże.
Mężczyźni nigdy nie dorastają :) Oni tylko rosną :)
OdpowiedzUsuńJak drzewka bonsai! :)
UsuńKiedyś czytałam, że dojrzewają tylko do 7go roku życia, a później tylko rosną ;)
UsuńMasz jeszcze 6 lat na Małego ;)
No chyba coś w tym jest, mniej więcej ten poziom obserwuję... :)
UsuńKobiety też! Tyle, że w szerz :)
UsuńZadziwiająco podobnie, tyle że mój nie miewa urlopów, nawet zaległych. Może lepiej :P
OdpowiedzUsuńCiesz się. Ja następnym razem polecę mu wziąć ekwiwalent w postaci pieniężnej i przynajmniej coś se kupię! :D
UsuńU Seby, niechętnie dają ekwiwalent, a wzięcie urlopu na jego stanowisku graniczy z cudem. Miały być wakacje, a będzie dupa blada i do dosłownie i w przenośni. No chyba, że wydarzy się cud...
UsuńOjej... to przykro słyszeć... Jedyne co na pocieszenie mogę powiedzieć, to, że jeśli wakacje wyglądać będą podobnie- nie ma chyba czego żałować... A z P. konsultacje poczyniłam na przyszłość i niestety na ekwiwalent też nie ma co liczyć, więc pozostaje się przemęczyć na urlopie :D No chyba, że pojadę sama... haha
UsuńNo jakbym o swoim pisała. Aktualnie maż też jest w domu a mi para uszami ucieka z 'radości' . Ja od zawsze powtarzam, że mam w domu 'dwoje' dzieci. Pozdrawiamy:)
OdpowiedzUsuńA to myślałam, że tylko mój model taki niewyrośnięty, w wygląda na to, że ten typ tak ma :D
UsuńSkądś to trochę znam ;)) U nas swego czasu też tak zaczęła wyglądać zabawa M z Martynką. Grali na konsoli. Gdy prośby nie działały, zagroziłam że wywalę konsolę. Ciężko było z początku, ale kiedy pewnego razu pod nieobecność M schowałam konsolę, jak po powrocie przerażony jej szukał wszędzie, kazałam mu przysiąc że już nigdy nie włączy już żadnej gry kiedy Martynka nie śpi. Poskutkowało ;) Od przeszło roku konsola nie jest już włączana w ciągu dnia - chyba że Martynka chce oglądać Peppę
OdpowiedzUsuńChyba też spróbuję tego sposobu, obawiam się jednak, że chłopaki znajdą równie kłopotliwą alternatywę. Szkoda, że się nie kłócą o szczotkę, kiedy trzeba kibel umyć :D
UsuńJa mam podobnie co weekend,ale ostatnio(ponieważ mój podopieczny 7 miesięczny synek jest na etapie pełzania i tłuczenia o podłogę wszystkiego co się da) w tygodniu do tłuczenia o podłogę dostaje właśnie pada :) uuuupppppssss
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tak: żadna strata :D
UsuńJakbym widziała mojego męża i dzieci (http://e-galimatias.blog.pl/)
OdpowiedzUsuńBo oni wszyscy tacy sami...
Usuń