W pewien grudniowy poranek....
kiedy słońce pięknie świeciło,
a śniegu nawet centymetra nie było...
Schowałem się cały szybko do pudełka,
aby wyczaić, czy Mikołaj przez okno już zerka...
Tatuś w tym czasie na choince bombki zawiesił,
i nowe życie w zeszłoroczne lamki wskrzesił.
Tak się jej widokiem zachwyciłem...
- Kto przyniósł prezenty?- nie zauważyłem!
Mama ze świerku stroik przygotowała,
i razem z tatusiem za dłuuugooo sprzątała...
Potem stół tradycyjnie uszykowali
i wspólnie z dziadkami ryb nagotowali.
A ja już tylko o prezentach marzyłem,
zabawą bucikiem szybko się znudziłem...
Lecz na swym tronie grzecznie siedziałem,
bo pod choinką rózgi znaleźć nie chciałem!
Aż w końcu nadeszła ta chwila...-"Tam jest mój worek!"
-"Szybciej, bo mi się popsuje humorek!"
Zajrzyjmy do środka, bo tam me prezenty...
Rany, ile ich!- Mikołaj naprawdę jest Święty!
Ten też jest dla mnie? Oczom nie wierzę...
Jak dobrze tak miło zakończyć wieczerzę!
Raz dwa, szybciutko je odpakuję,
a papier zjem- się nie zmarnuje...
Z prezentów ślicznych się bardzo cieszę,
lecz zasłużyłem- skromnością nie grzeszę :- )
Ale to przecież jeszcze nie koniec-
Już z następnym zmierza renifer- goniec.
W pierwszy dzień świąt wciąż się zachwycam,
w mikołajowe pampersy i kaszki hycam!
Święta te były niezapomniane...
Muszę to przyznać- bardzo udane...
Rodzice i dziadki się postarali...
I o me pierwsze wspomnienia zadbali!
O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz