niedziela, 29 grudnia 2013

Matkowe paranoje i strachy

  Od ponad pół roku, systematycznie, z dokładnością co do dnia i uporem maniaczki, zadaję jedno pytanie:
"Czy to normalne...?"   

Matka Denatka
  Obserwuję bacznie mojego pierworodnego, sokolim wzrokiem badam każdy milimetr jego ciałka, analizuję każde zachowanie, które wydaje mi się, że choć minimalnie odbiega od utartego schematu.
Paranoja? A może po prostu matczyna miłość i troska. Psychoza..? A może najzwyczajniej na świecie przesadna, aczkolwiek niegroźna nadopiekuńczość...?
  Jestem czujna i fakt- znacząco przewrażliwiona. Wszystko wzbudza moje podejrzenia.
  Patrzę na O., podziwiam, rozpływam się w zachwycie, by w następnej sekundzie wpaść w panikę: "P.! Zobacz jaką on ma dziwną spojówkę! Może sobie palca w oko wsadził! Na pewno ma coś z okiem, o Boże, o Boże... Co teraz?!". Zimny pot spływa mi po plecach, cała drżę jak osika a żołądek momentalnie próbuje uciec z mojego ciała. P. przyzwyczajony już najwidoczniej, do moich dziwactw, podchodzi, ogląda, i ze stoickim spokojem stwierdza: "Normalną, drugą też ma taką, wydaje Ci się..." A przysięgam, że już telefon z wybitym "999" w ręku trzymałam.
Następnego dnia, teściowa: "Jakie on ma fajne wałeczki na rączkach!"... A u mnie w głowie już czerwona lampeczka- tidu- tidu, dzyń, dzyń, dzyń!!! "Czy to normalne?"- walę prosto z mostu piskliwym tonem, bo szczerze, już się wcześniej nad tymi wałeczkami zastanawiałam...
  I tak ze wszystkim: bo tu mu się dziwnie włoski wytarły, bo paluszki ma podejrzanie grube, czoło za miękkie, głowa za duża, kupa za mała, niewiele zjadł,  i wiele, wiele więcej... Termometr jest w użyciu kilka razy dziennie, a dla pewności, wysyłam jeszcze męża po drugi do sąsiadki, żeby porównać wyniki, bo dziś z tymi elektronicznymi to nigdy przecież nie wiadomo. Najbardziej na świecie boję się, że coś przeoczę, że czegoś nie zauważę, albo będę czegoś nieświadoma.
  Jakiś czas temu, psiapsióła moja- S., opowiedziała mi, jak była z córcią na szczepieniu. Weszła do gabinetu i zauważyła, że doktorowa bardzo zdenerwowana przeżywa poprzedniego dziecięcego pacjenta, więc z ciekawości, jak to S., pyta, co się takiego stało? A ta na to, że dziecko ma już pół roku, a okazuje się że główki wcale nie podnosi, a rodzice nie wiedzieli że powinno. Jak śmieli tego nie wiedzieć?! Przecież jest Internet, książki są, telewizja i w ogóle XXI wiek! A no właśnie... To, co dla jednych wydaje się oczywiste, dla innych może być czarną dziurą.
  Ja sama, zważywszy na to, że jestem młodą mamą, a to moje pierwsze dziecko, ani doświadczenia, ani porównania nie mam, za to wiele wątpliwości, rozumiem tych rodziców, pewnie obsranych teraz po pachy, i bardziej niż nad ich niekompetencją, niewiedzą czy ignorancją, zastanawiam się nad szanowną Panią Doktor. Bo gdzie była podczas poprzednich wizyt, które z pewnością się odbywały z racji obowiązkowych szczepień. To jej zadaniem, zdaje się być rzetelne badanie, wywiad, informowanie o tym co dziecko może, a tym bardziej powinno, na danym etapie robić. To ona, jako lekarz pediatra, winna czuwać nad rozwojem swojego małego pacjenta, wspierać rodziców i dzielić się swą wiedzą. Na co te wszystkie rubryki w książeczce zdrowia dziecka, skoro nikt nie zadaje sobie trudu ich wypełniać, na zadawane pytania odpowiadać pełnym zdaniem i tłumaczyć, to co niezrozumiałe. Rodzic nie musi wiedzieć wszystkiego, bo tak, każdy z nas by dyplom nauk medycznych mógł sobie powiesić na ścianie. Ale najłatwiej powiedzieć: "Jak to? Nie wiedzieliście..?" No niestety. 
  Sama mogę przytoczyć już tysiąc historii, kiedy nie wiedziałam co mam zrobić, albo jak mam zrobić, albo czy robić.
  Lecz może właśnie dlatego, że do panikar należę, wybierałam: opcja 1) postać w metrowych kolejkach to do jednego, to do drugiego lekarza specjalisty, by zadać mu kilka banalnych pewnie pytań i uspokoić sumienie, albo opcja 2) wydzwonić trzy razy abonament, żeby skonsultować moje obawy ze wszystkimi członkami rodziny i... następnie ewentualnie, również skorzystać z opcji 1.
  Wychodzę z założenia, że jeśli coś się dzieje, lepiej wiedzieć, i lepiej wcześniej, niż później. Aczkolwiek, tu też widzę pewną niekonsekwencję w postępowaniu pediatrów, bo im częściej się u nich zjawiałam, tak na wszelki wypadek, tym bardziej mnie zbywali, co aż nadto dało się odczuć. Najgorszy jest jednak brak jednoznacznej informacji zwrotnej co robić, każdy lekarz mówi co innego, jedna mama tak, druga siak, w książce inaczej, google traktuje mało indywidualnie a koleżanka się nie zna. I bądź tu mądry.  
  Trudno być nieopierzonym rodzicem, ale z doświadczenia już wiem, że warto wsłuchać się w siebie i zawierzyć własnej, matczynej, naturalnej, magicznej mocy, którą zwiemy... INTUICJĄ.
 
 
 
 
 

1 komentarz:

  1. Nie psychoza, nie paranoja. Matczyna miłość. Niestety ale choćby nie wiem jak się czł szkolil w ciąży, czytał i zapoznawał to Bycia Mamą trzeba nauczyć się wpraktyce i nie jeden błąd się popełni. Mnie lekarz neurolog uprzedzał ,zebym bacznie sie przypatrzywała dziecku i obserwowałą czy dziecko nie ma oznak mojej choroby. Toż ja nic tylko nad dzieckiem siedizałam i drżałam na kazdy ruch nawet w trakcie snu. PO czym doszłam do tego ze dziecko ma tzw sen REM i rusza powiekami itp...Warto wybrać metodę złotego środka.Nie panikowac jak popełnimy błąd.Grunt aby szybko i sprawnie wyciagać wnioski oraz aby te błędy nie były tak drastyczne jak wprzypadku opisanego dzidziusia , który glowki nie podnosił.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...