Nie lubię pisać o macierzyństwie w samych superlatywach. Jakie daje korzyści, jak jest cenne, i z jaką euforią się wiąże, to każda mama wie :) Poza tym zwierzenia pod tytułem "jak jest cudownie" i "jaka jestem szczęśliwa", nudzą mnie na innych blogach, a te skrajnie przesłodzone wywołują nawet mdłości. Zdecydowanie bliższa jest mi forma autoterapii, polegająca na wyśmianiu tego, co w byciu mamą doskonałe nie jest. Szyderstwo to moja pasja, odkąd postanowiłam nie zwariować.
Całkiem niedawno wzięłam udział w konkursie na blogu O MATKO I CÓRKO. Temat przewodni: "Czego pozbawiło mnie macierzyństwo...?" Postanowiłam rzecz ugryźć na wesoło. Nie wygrałam, ale zostałam wyróżniona, więc swoją radosną twórczością się z Wami podzielę. A co! :)
„Czego pozbawiło mnie macierzyństwo?”
W zasadzie wielu, wielu rzeczy.
Tych wszystkich, których nie
dało, podstępnie i po cichu zabrało.
Bo któż raczył uprzedzić przyszłą matkę, że brzuch pasiasty jak zebra
mieć będzie? Że nigdy bikini już nie włoży, ponieważ w kremach przeciw
rozstępom należało się kąpać, a nie tylko wcierać? Może błaha strata powiesz-
płytka i niewiele znacząca. Bo czymże jest wygląd 1/3 powierzchni ciała przy
wszystkich urokach matkowania i szczęściu, że dziecię zdrowe. Pytasz- więc
szczerze odpowiadam. Moich blizn wojennych za O. bym nie oddała. A mimo to
wzdrygam się na myśl o zbliżających się wakacjach, słońcu, plaży i własnej
osobie w stroju jednoczęściowym niczym Otylia Jędrzejczak, co się zgubiła w
drodze na basen. I ta opalenizna. Taka nierówna będzie! Fuj!
A któż miał śmiałość ostrzec
mocno zapaloną pedantkę, że definicja słowa porządek nabierze nowego znaczenia?
Że będzie oznaczać raptem kontrolowany w większym lub mniejszym stopniu nieład,
zwany potocznie burdelem?
Nikt. Nikt nie zadał sobie trudu.
Nikt półsłowem nie wspomniał, że
chrupki kukurydziane kleją lepiej niż guma arabska, gotowanymi buraczkami
najlepiej się kicha, szybę drzwi balkonowych liże, a miejsce skarpetek tatusia zdecydowanie
jest pod szufladą. I że pełzający po domu
bobas, jak ślimak śluzem śliną podłogę znaczy, by drogę powrotną bez trudu
znaleźć?
A czemu nikt nie wspomniał, że
matka zaniżać statystyki będzie? Że dołączy do grona czytających dwie strony
rocznie, bo potomek kartki namiętnie wydziera, a na spacerach śpi póty, póki wózek jedzie a pęd wiatrem czoło owiewa.
Że kosmetyczkę , fryzjera będzie miała przywilej odwiedzić raz na ruski rok,
zapewne przed chrzcinami, żeby w kościele egzorcyzmów na jej widok nie zaczęli
odprawiać?
I że święty spokój zniknie na
wieki wieków, amen?
Że nawet wieczorem, po całym dniu
biegania, tępo na telewizor popatrzeć
sił nie będzie?
Że procesy twórcze zawsze matce
bliskie, będą teraz wysiłkiem godnym Nobla i rzadkim, jak kupa po deserku
śliwkowym?
A kto raczył przygotować matkę
śpiocha na miesiące czuwania w pozycji względnie komfortowej, i bieg przez
płotki w godzinach nocnych, aby zatkać buźkę wiecznie gubiącym się w zasadniczo
małym łóżeczku smoczkiem?
Kto napomknął, że wzorzyste
bluzki trzeba będzie wkładać na wizyty u lekarzy, bo pot z nerwów strumieniami
lać się będzie na samą myśl o szczepiennych ekscesach?
Kto zapewniał, że sielanką będą
napady dziecięcej histerii na widok chowanego pilota i 10 godzin dziennie w
pozycji pochylonej, w której puste cycki wiszą niezbyt atrakcyjnie?
Że na babskich wypadach, modną
torebkę zastąpi paczka pieluch, a rezolutne rozmowy na temat pośladków
Damięckiego- analiza składu obiadku ze słoiczka?
Że mąż z jawnym błogostanem
będzie witał dźwięk budzika jednoznaczny z rychłą ucieczką do pracy, a zamiast
niego towarzyszem dnia każdego stanie się mały zasmarkany buntownik, zupełnie
nieświadomy korzyści dla zdrowia jakie niesie drzemka?
I że w sercu matki na zawsze już
zadomowi się strach o wyżej wymienionego, beztroska pożegna się ostatecznie wraz
z pierwszym krzykiem, a najlepszym jego kompanem zostaną wyrzuty matkowego
sumienia: „Czy na pewno daję z siebie wszystko?”
Nikt…
Rewelacyjnie napisane! Ot co cała prawda! U mnie rozstępy zasiały boczki, uda od wewnątrz i pośladki , bo zrosłam jak Beyonce :D Zobaczymy jak to sie potoczy teraz w drugiej ciązy, bo jak widać mimo tego wszystkiego pcham się w tę rzeczywistość po raz drugi! :)
OdpowiedzUsuńSerio!? Chyba przegapiłam jakiś wpis! Gratulacje! Rany...! Super! Pozdrowienia od naszej całej rodzinki! :) P.S. Beyonce seksowna jest, więc spoko :D
UsuńMiło jest, naprawdę czytać i uśmiechać się przy tym od ucha do ucha szczerze i radośnie.Ten tekst powinien wygrać,ni tylko wyróżnienie dostać a nade wszystko treść ta przekopiowana winna być do mózgu każdej, dosłownie każdej mamy, która swoimi narzekaniami zamieniła w "koszmar" życie swoje i swojej rodziny...Bo w macierzyństwie nie same piękne i łatwe chwile są ale to nie oznacza konieczności robienia z siebie cierpiętnicy..I takie pełne humoru podejście do tematu potrzebne jest bardzo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLepiej wyśmiać niż wyrzygać :)
UsuńUwielbiam Cie czytać! trafiłam tu niedawno... ;) ale pochłaniam jak gąbka zaległości wstecz ;)- Bogu dzieki że laptop nie ma kartek;) nikt mi nie powyrywa... zreszta moje Potwory już ten etap mają za sobą- pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa się nie mogę doczekać, aż mój maluch będzie miał ten etap za sobą. Zresztą na komputer też kiepsko reaguje, dlatego siedzę po nocach :) Pozdrawiamy gorąco!
UsuńKochana! Ty sie ciesz, że jeszcze ten etap masz ;) ! Chociaż w sumie... każdy ''etap'' jest lawiną rzeczy fajnych, i lawiną rzeczy tragicznie irytujących ;) ot macierzyństwo.
Usuń