wtorek, 5 sierpnia 2014

Pomocy! Szatan!

Ostatnio na blogu NIC. Nie jestem w stanie myśleć. Pisać. Konstruktywnie i na temat. Mimo zamiłowania do nocnych wojaży, padam bez sił w okolicach Faktów, a po wieczornej gehennie związanej z usypaniem małego, po prostu mnie nie ma. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś mi się śniło, bo śpię "na trupa". Jestem wykończona i szukam pomocy. Na nic poradniki i inteligentne książki. Na nic blogi innych mam i porady rodzinne.

Moje dziecko to indywidualium. Wszystko wskazuje, że bunt dwulatka przechodzi raptem rok wcześniej. Jeśli nadpobudliwość psychoruchową dałoby się diagnozować w wieku 14 miesięcy, dam sobie rękę uciąć, że wiem jaki byłby wynik. Jestem przerażona tym, co czeka mnie dalej, ale jeśli jeszcze miesiąc temu twierdziłam, że docelowo fajnie by było mieć dwójkę... Dziś jestem zdania, że jedno aż nadto. Mam porównanie, nie rzucam słów na wiatr, konsultuję, obserwuję inne dzieci. Wiem, że i takie się trafiają. Z tym, że to jak wygrana w totka.

Od kiedy Olek skończył roczek, chyba nastąpił skok rozwojowy. Serio, nie poznaję dziecka. Już wcześniej zdarzały się trudne dni, ale bez porównania. Mało tego. To jest dziecko- pozer. On robi dobre wrażenie. Anielskie jasne blond loczki i piękne niebieskie oczka. Szarmancki uśmiech i upodobanie do obserwacji. "Nigdy nie widziałam tak spokojnego dziecka!", "Co Ty narzekasz?!", "Przecież on taki spokojny/ cichy/ opanowany...." - to komentarze, które sprawiają, że nóż mi się otwiera w kieszeni. Bo Olek rzeczywiście taki jest...
 
Wśród osób trzecich. Tajniak. Przygląda się. Obserwuje. Zwiaduje. Bada teren. Nie wydaje dźwięków. Nie robi histerii. Jest spokojny i wycofany. Nawet bywa zawstydzony. Zarówno kiedy odwiedza mnie teściowa, koleżanki, czy na placu zabaw wśród innych dzieci. Czas ujawnienia pojawia się różnie. Są osoby, które jeszcze nie poznały go od tej strony. I tylko ja znam ten schamt. Zamykam drzwi za gośćmi- witaj szatanie. Po wyjściu teściowej, szok ustępuje po około 10 minutach. U moich rodziców, choć nie bywa często, szybko się klimatyzuje. Na wyjeździe wakacyjnym zajęło mu to tydzień. Drugi już był koszmarem. To nie jest grzeczne dziecko. Kochane- owszem. Ale nie grzeczne. Angażujące w 100%. I to nie  zęby- żeby była jasność.
 
A teraz moje spostrzeżenia na temat bieążących trudności. Rady mile widziane, bo pomysłów już brak, a nie znalazłam do tej pory pozycji, która by traktowała o wychowaniu tak energicznego roczniaka.
 
Przede wszystkim Olek wykazuje zero, powtórzę ZERO koncentracji. Aktualnie na nic zabawki, bo nawet sekundy w ręku nie potrzyma. Nawet po dwóch tygodniach poza domem, miał je w nosie. Nie usiedzi ani minuty, choćbym na głowie pajace robiła, aby go zabawić. On bez przerwy się rusza. Nie wiem- może owsiki...? Biega po całym mieszkaniu na chwiejących się nóżkach, wywala, przewraca, uderza. Wspina się na wszystko. Dosłownie cały czas poświęcam na asekurację i to i tak z marnym efektem, o czym świadczą guzy i siniaki. Dla jasności- nie biję dziecka. Wciąż nie mogę uwierzyć, ile to ma energii, zwłaszcza, że...
 
Mało śpi. Zdecydowanie za mało. Jakim cudem się regeneruje- nie wiem, ale ja nie dążę. Chyba jestem już za stara. Z trudem kładziemy go spać koło 21-22. W nocy wiele razy się budzi. Nad ranem jest już głodny. Zwykle od 6 rano już go słychać, co mnie niezmiennie od jego narodzin tak samo frustruje i dołuje. Koło 10-11 pada wreszcie jak mucha na jedną i jedyną już w ciągu dnia drzemkę. Drugą już sobie darował. Trwa różnie- czasem godzinę, czasem uda się przeciągnąć o dwóch. I do wieczora już szaleństwo, bo...
 
Wymusza wszystko płaczem. Nie ma rzeczy w domu, która według jego mniemania, nie jest dla niego. Jeśli z naszej strony występuje opozycja, reaguje histerią. I na nic tłumaczenia, próby odwracania uwagi, czy ignorowania. Po takiej scenie włącza mu się zwykle tryb marudy i to na czas dłuższy, a wtedy...
 
Robi na złość. Jeśli nie wolno uderzać rączką w telewizor, to właśnie to będzie uparcie robił. Jeśli nie wolno wchodzić na rogówkę, to będzie po niej skakał. Jeśli nie wolno rzucać przedmiotami, to... I tak ze wszystkim. Do tego śmieje się pod nosem, kiedy ja jestem bliska wylewu, tak się we mnie gotuje. Jak w domu jest już nie do wytrzymania, to mimo niemiłosiernych upałów, wychodzimy na dwór, a tam...
 
Idzie zawsze dokładnie w drugą stronę. Choćby park rozrywki był przed nami i tak biegnie, ile sił w przeciwnym kierunku. A ja ganiam za nim z wózkiem, bo jak mu pomachałam i poszłam zgodnie z planem, nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Dla odmiany, czasem stanie w miejscu, żeby trochę "podyskutować". Wymachuje rękami i aż się czerwony na twarzy robi, tłumacząc mi po swojemu, dlaczego nie pójdzie, gdzie mama prosi. Wyprawa po bułki do sklepu na skraju bloku zajmuje, bagatela, godzinkę. I nie jest to przyjemnie spędzony czas. Ale to jeszcze nic, gdyż...
 
Olek zaczyna się zachowywać agresywnie wobec innych. Obserwuję to od bardzo niedawna i wciąż jestem w szoku, skąd mu się to wzięło. W histerii, kiedy nie osiągnął tego, co zamierzał, potrafi podbiec i uderzyć, albo ugryźć. Na wakacjach, zdarzyło się sporadycznie, że uszczypnął, popchnął lub uderzył koleżankę w podobnym wieku. Na takie sytuacje reagujemy bez apelacji i dobitnie, ale nie mamy pomysłu, jak skutecznie przeciwstawić się takim jego wybrykom.

To tyle z bieżących trudności. Nie tłumacząc małego z tych zachowań zupełnie i nie próbując odkupić jego win, a będąc sprawiedliwą matką, muszę wspomnieć też o pozytywnych postępach.
 
Olek daje nam buziaki po kilka razy dziennie. Przytula się namiętnie. Jak ma z czymś problem, lub się czegoś wystraszy, biegnie do nas po pomoc, jasno dając znać, o co chodzi. Wydaje się, że tak jak jego sposób komunikowania się i swoich emocji rozwinął się w negatywnym zakresie, tak i widać postępy w drugą stronę.
 
Zaczyna "widzieć" inne dzieci. Nie tylko waląc po głowie. Uśmiecha się, robi "cacy- cacy", podaje zabawki, konwersuje i naśladuje. To duża zmiana, bo jeszcze całkiem niedawno wydawało mu się, że jest SAM, na pełnym dzieci placu zabaw.
 
 
 
Coraz więcej "gada". Zgodnie z sugestiami, smoczek na dzień chowamy i przymierzamy się, aby zrezygnować z niego całkowicie. Trochę to jeszcze zajmie, bo póki co, uczymy małego zasypiać w łóżeczku, a za dużo na raz szczęścia mieć nie można.
 
Dodatkowo, należy wspomnieć, że Olek bardzo ładnie je sam. Bałagan niesamowity, ale coraz częściej trafia widelcem, bądź łyżeczką do buzi. Chętnie próbuje nowości i nie kręci już nosem na potrawy o mniej zblendowanej konsystencji. Nawet siekane mięsko jakoś przez gardło przechodzi. Rozkochał się w jagodach i nektarynkach, powoli próbuje też uhatego mleka, choć nie stanowi jeszcze głównych posiłków, a raczej ich urozmaicenie.
 
Zmienia się z każdym dniem. Jest czortem wcielonym, ale mam nadzieję, że to przejściowe, bo sił i cierpliwości mi już czasem brakuje. Od 14 miesięcy przebywam z nim 24/7 i czasem patrzeć już na niego nie mogę. Tatuś odpoczywa trochę w pracy, ja natomiast ostatnio nie mam tego odpoczynku wcale, bo albo zajmuję się nim sama, albo wspólnie z P. I tylko zastanawiam się jaka jest magiczna granica, kiedy po raz dziesiętny w ciągu dnia przeprowadzanie dziecka przez próg balkonowy mi się uleje.
 

14 komentarzy:

  1. wszystko jest wporządku! ;) To tak żeby Ci zmartwień nie dokładać..;) Mam trzy ''takie'' Potwory.. czas kiedy dziecko zaczyna raczkować, podnosić sie, chodzić jest czasem niesamowitym. Wiesz..to tak jak Ty bys dostała kluczyki do nowiutkiej super fury.. ;) On dostał kluczyki do swojej pierwszej samodzielności.. może wstać, pójść , biec,,i zrobi to. Może wejść na regał..rzucić zabawką..uderzyć..i pewnie też to zrobi. To taki czas gdzie konsekwencja i cierpliwość bedą Twoimi przyjaciółmi. Wiem, że masz wrażenie, że oni sobie teraz poszli na piwo, ale musisz ich wyciągnąć z tego baru i spowrotem przyprowadzić do swojej głowy..;) To taki czas, gdzie wiele rzeczy jest nowych, ciekawych, innych..i to taki czas gdzie zaczynają sie miedzy Wami nowe relacje..Mały bedzie próbował na ile może sobie pozwolić i na ile Ty sobie pozwolisz. Jeśli pobiegneeeeee o taaaaak daleko Mama zostawi wozek i popedzi za mną czyż nie..? Jak wleze na regał i tak zaraz przybiegnie i bedzie stała obok mnie. Prawda? Tak ..juz od teraz musisz zacząć uczyć swojego syna, że podejmowanie złych decyzji to konsekwencje. Bądz też madrzejsza, a raczej sprytniejsza, Zamiast wózka zabierz buty do biegania, ustal, że to bedzie próba.Krótki spacr koło domu żeby można było spokojnie wrócić do domu. Jak Młody zacznie biec w drugą strone do upadłego powtarzaj że Ty sie w tamtą strone nie wybierasz, wracaj , chodz idziemy tam..i tego typu rzeczy, daj mu sie oddalić na bezpieczną odległośc.. ciagle powtarzaj..nie idz za Nim. Jak zacznie uciekać dalej, wtedy przydadza sie buty do biegania;) Dobiegnij i próbuj dalej..nadal ten sam schemat, nie masz wózka, nie jesteś obładowana zakupami, to Wasza próba. W domu? zróbcie sobie mase solną. ;) to lepsze niż plastelina i łatwiej schodzi z dywanu. Daj mu gazety niech drze do upadłego..a pózniej zróbcie wyklejanke... wiem z doświadczenia, że nawet najkosmiczniejsze zabawki czasem sie nudzą, bo są...przewidywalne. ;)
    Nie wiem ile to poyrwa, nie wiem na ile starczy Ci cierpliwośći, ale próbuj nie być przewidywalna;) Bo bedziesz nudna i schematyczna, a Twoje Dziecko z przyjemnością wejdzie seny raz na regał wiedząc, że zaraz tam bedziesz..Moje Potwory mają 8. 6 i 4 lata. Takich ''buntów'' przed Tobą jeszcze conajmniej trzy ;) Kiedy bedziesz sie zastanawiała czy nie podmienili Ci dziecka w szpitalu. ;) Ja przerabiam teraz taki etap z moim 4latkiem;) Ma bogaty zasób słownictwa, baaa..też jest takim tajniakiem jak Twój..Kiedy zostaje z babcia i ta sie go pyta czemu nie je, to mówi że nie dosiega bo mu mama taaak daleko talerz odstawia. ;) Zna też słowo dupa. i uwielbia go używać w sklepie. W dziale ze słodyczami szczególnie ;) Wszystko przed Tobą, pamietaj że to minie. Wchodzenie na regał, albo bieg bez celu w drugą strone też z czasem stają sie przewidywalne ;) Pozdrawiam i życze siły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeja... Dziękuję bardzo za tak obszerny komentarz i tyle rad. Na pewno wypróbuję i postaram się znaleźć w sobie siłę i cierpliwość, bo w sumie wyjścia innego nie mam :) Póki co jestem w szoku, jak mając taką świadomość po jednym dziecku, można się decydować na drugie. O trzecim nawet nie wspomnę, bo słabo mi się robi na samą myśl. Powodzenia życzę Tobie i sobie :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. To jak z homarem w restauracji- Idziesz pierwszy raz, bardzo chcesz spróbować, a nie masz pojecia jak sie do niego zabrać. Coś nieosiągalnego, Za drugim razem już co nieco wiesz, podpatrzyłaś i nawet udało Ci sie troche wyskrobać, a za trzecim siadasz i oprawiasz homara gołymi rękami i wyjadasz co najlepsze;) hehe.. a tak poważnie, nie namawiam do rozmnażania, ale z każdym kolejnym dzieckiem jest sie madrzejsza , spokojniejszą, i mniej zestresowaną matką. Tak myśle. Jak sobie przypomne pierwsze miesiące z Najstarszym Potworem.. wrrr krew mnie zalewa, że nie umiałam sobie ułatwić jak z trzecim ;)

      Usuń
    3. W życiu nie jadłam homara, ale wiem o co chodzi. I bardzo szkoda, że tego doświadczenia nie ma się już przy pierwszym ,aby trochę mniej się martwić i denerwować a bardziej cieszyć i delektować macierzyństwem. A o tych ułatwieniach to koniecznie musisz napisać- trzeba się mądrością dzielić, nie wolno trzymać tylko dla siebie!

      Usuń
  2. Jejku,myśałam,ze ja tylko tak mam,choć Kornelek dopiero skończył rok,nie gryzie jeszcze ,nie szczypie,ale wymusza,leci tam gdzie nie powinien,tylko go zabieram ,jest płacz i czasem potworna histreria,byłam z nim w domu rok,bez dwóch tygodni,wróciłam do pracy na weekndy ostatnio i co...? Pełna przerażenia pierwszego dnia zostawiając go z tatą,okazało się,że on się zupełnie inaczej zachowuje przy nim,nie był to jednorazowy akt olśnienia,nie marudził wcale,radzili sobie tak świetnie przez kolejne weekendy,że aż poczułam się odrobinę zazdrosna,teraz jesteśmy w Polsce u babci i zostając z babcią jest podobnie,więc to nie kwestia taty,a myślę,że mnie samej,on mnie wyczuwa już świetnie,bo właśnie to ze mną spędzał najwięcej czasu i uwierz,że zabawki to wcale mogą nie istnieć bo interesują go jedynie rzeczy które chciałabym aby interesowały go najmniej,czasami mam ochotę wyjść i dłuuuuugo nie wracać,w pracy (choc fizycznej) odpoczywam,on nie potrafi usiedzieć,a też słyszałam "teraz to już się sobą zajmie" ..... "co Ty opowiadasz,przecież on wcale nie marudzi" Jest cudowny,kilka dni temu skończył rok,robi tany tany,buziole mi daje też,widzę ogromne postępy,ale idą za tym cwaniactwo,ja to tak odbieram i myślę,że u Ciebie jest podobnie,recepty nie mam,bo sama wszystkiego się uczę,ale nie jestem sama jak widzę i Ty też nie jesteś :)) MINIE...tak mawia moja mama :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilko wiem, że to TY :D Podziwiam, że już do pracy wróciłaś, bo ja na razie sobie nie wyobrażam. Z drugiej strony, praca, nawet fizyczna pozwala odpocząć- od dziecka i trochę się za nim stęsknić. Myślę, że to dobrze robi tak dziecku, jak i mamie, bo co za dużo, to... :) A co do zachowania przy tatusiu, to u nas też tak jest, mamą Olek jest już znudzony a świeża krew to co innego :D

      Usuń
  3. To nie jest wcześniejszy bunt dwulatka, to tylko trening przed. U nas gorsze okresy przychodziły co jakieś pół roku, ostatni, najgorszy właśnie minął a ja nie mogę się nadziwić jakie mam nagle rozsądne i ogarnięte dziecko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam w takim razie... Nie na kolejny okres buntu, tylko na to rozsądne i ogarnięte dziecko :D

      Usuń
  4. Hehehe super, że znowu jesteś! Stęskniłam się już!
    Moje Anielskie Dzieci też dają mi co raz częściej popalić. Kiedyś pani z biedry powiedziała mi, że takie grzeczne Dzieci jak moje pokazują pazurki po skonczeniu roku. Moje Maliny w dniu urodzin miały taki atak histerii, że moznaby pomyśleć, że kobiety niezależne od wieku przeżywają starzenie się. Później nadeszły kolejne akcje, a ja przez rok zupełnie się na to nie przygotowałam! Chodzą póki co jeszcze bardzo asekuracyjnie, więc myslę, że Olo mógłby być ich mentorem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, poczekaj... łykną trochę wolności i też dadzą Ci popalić! A ja głupia jeszcze jakiś czas temu się zastanawiałam, co za idioci kupują smycze dla dziecka i dziwiłam, że jest na to zbyt. Teraz sama bym małego zapięła i jeszcze kaganiec włożyła, żeby nie gryzł mnie podczas ataków złości. Jeśli ktoś twierdził, że z dzieckiem starszym jest łatwiej, to KŁAMAŁ. :)

      Usuń
    2. ja już jedną od sąsiadki dostałam :P to się ładnie nazywa szelki do nauki chodzenia :D dzisiaj na placu zabaw zrozumiałam to, co mi się juz od ponad roku powtarza "zobaczysz, jak Ci się rozejdą - jedna w prawo, druga w lewo" zapomnieli dodać - jedna pod karuzelę, a druga pod huśtawkę! którą pierwszą ratować? Jak już je wyłapałam, to mi tak w kręgosłupie pierdykło, że ja - wróg medykamentów (córka farmaceutki :P) w pierwszym lepszym spożywczym się w ibuprom zaopatrzyłam! Chyba na następny spacer wezmę te szelki ze sobą ;)

      Usuń
  5. Uwielbiam twojego bloga i z ogromna checia go czytam. zalozylam swojego i zapraszam do czytania i komentowania:) mamazamloda.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tam Szatan? ;) mam nadzieje, ze jeszcze zyjesz ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...